W dniach 15-17 listopada 2019 odbyła się IV Biesiada Karpacka. Co roku odwiedzamy inny kawałek Karpat. Tym razem wybraliśmy Pogórze Przemyskie. Wrażenia z Biesiady okraszone fotografiami przedstawia Piotr Strzałkowski.
W Słonnem, szerokim łukiem, wśród kolorowych od jesiennych liści wzgórz, przepływa spokojnie San. Naprzeciw wsi po południowej stronie rzeki, znajduje się ośrodek „Zielona Polana”. 15 listopada zjechało do niego z różnych stron ponad pięćdziesiąt osób, członków i sympatyków stowarzyszenia „Res Carpathica” na kolejną czwartą, organizowaną przez stowarzyszenie trzydniową „Biesiadę”. Biesiada to coś w rodzaju uczty, której towarzyszą śpiewy i hulanki. Tym razem różnorodny program nie zapewniał szaleństw tego rodzaju, i z żalem należy stwierdzić, że żadne pieśni nie zabrzmiały wśród okolicznych wzgórz. Uczestnicy spotkania mieli za to okazję wysłuchać kilku interesujących wystąpień, obejrzeć film i wystawę grafik naszego przyjaciela Janka Szarana, oraz objechać okoliczne tereny i odwiedzić miejsca wybrane przez jednego z nas: znawcę tego regionu i autora książek Stanisława „Stasinka” Krycińskiego.
Wystąpienia dotyczyły szeroko rozumianych spraw karpackich, głównego tematu zainteresowań całej grupy. Najpierw więc obejrzeliśmy fabularyzowany film o odkrywcy nowych procesów destylacji ropy i wynalazcy lampy naftowej – Ignacym Łukasiewiczu. Obraz był wyprodukowany niskim kosztem przez (obecnego na spotkaniu) Bogdana Miszczaka z TV Obiektyw z Krosna, a kanwą opowieści był jedyny wywiad, jakiego Łukasiewicz udzielił pismom galicyjskim. Wraz z dziennikarzem przybyłym z Krakowa oglądamy metody pracy i zagłębiamy się w szczegóły życia wynalazcy. Widzimy także idealizm i naiwność Łukasiewicza oraz jego wspólników – nie dokumentowali umów, a technologie przekazali bezpłatnie do Ameryki. Nie tak się robi interesy i nie najlepiej skutkowało to potem sytuacją ich rodzin: żona Łukasiewicza zmarła w przytułku. Okazuje się, że wiele osób nic nie wie o tym wynalazcy. My, nieco starsi, uczyliśmy się o nim w szkole, teraz widać nie ma na to miejsca. Film nie był wyemitowany przez telewizję, a inne instytucje także nie wyraziły zainteresowania. Nie sprzyja to dalszemu upowszechnieniu wiedzy o polskim wkładzie w rozwój przemysłu naftowego.
Kolejna prezentacja okazała się bardzo dobrze trafiona: Krzysztof Zieliński z Rzeszowa przedstawił wydobywanie z niepamięci dawnych tradycyjnych potraw z tego terenu oraz wysiłek skierowany w ich upowszechnienie. Ze swadą i barwnie opowiedział nam o proziakach – tutejszych plackach, które są tanie i łatwe w przygotowaniu, mają wiele odmian, można je podawać na kilka sposobów. Proziaki weszły do ofert wielu barów, a także najbardziej znanych restauracji w regionie, jako dodatki lub dania właściwe. Jeszcze tego samego wieczora kilka osób zamówiło je w kuchni naszego ośrodka. Po prezentacji można było także kupić przetwory z owoców derenia.
W czasie „Biesiady” miały miejsce jeszcze trzy inne wystąpienia. Drugiego dnia obejrzeliśmy zdjęcia ze starych pocztówek uzdrowisk galicyjskich, takich jak Brzuchowice, Szkło, Horyniec czy Niemirów. To kontynuacja tematyki z naszych innych spotkań; tym razem o uzdrowiskach opowiadał Tomasz Róg, od tego roku dyrektor Muzeum Kresów w Lubaczowie. Przy okazji można było też zobaczyć stare plakaty reklamujące te miejsca: najpiękniejszy pokazywał kobiecą sylwetkę szybującą lekko nad uzdrowiskowym pejzażem. Kolejne wystąpienie pozwoliło nam odczuć niemal fizyczną bliskość mieszkańców Nowego Sołońca – polskiej wsi w Bukowinie w Rumunii. Iwona Piętak z Polskiego Radia Rzeszów pokazała nam ich zdjęcia, a jednocześnie usłyszeliśmy ich nagrane głosy: jak się wyrażają, jak mówią o swej polskości. Choć opowieści brzmiały bardzo pozytywnie, mimo zapewnień wydaje się, że środowisko dotykają zjawiska podobne do tych mających miejsce w innych społecznościach: młodzi wyjeżdżają w świat za pracą, studiami, lepszymi warunkami życia i nie wszyscy wracają; coraz też częściej poprzez małżeństwa odchodzą od tradycji. Ponieważ kilka obecnych na sali osób odwiedziło te tereny, nastąpiła ciekawa wymiana opinii na ten temat. Wreszcie ostatnia prezentacja z drugiego dnia dotyczyła związanej z Bieszczadami postaci Kazimierza Doskoczyńskiego, PRL-owskiego zarządcy ośrodków rządowych, osoby obecnie mało znanej. Andrzej Kaczorowski, członek naszego stowarzyszenia, który miał okazję osobiście uczestniczyć w wydarzeniach z udziałem Doskoczyńskiego w okresie „Solidarności”, a później poznać dokumenty na jego temat, przedstawił nam szczegółowo jego sylwetkę.
Jednakże głównym wydarzeniem i osią całej naszej eskapady w te okolice była wycieczka autokarowa z odwiedzinami w Pawłokomie, Dąbrówce Starzeńskiej, Uluczu, Lipie, Kotowie i Piątkowej. W pamięci pozostały piękne cerkiewki, a także świadectwa obecności na tych terenach ludności ruskiej i ukraińskiej oraz wydarzeń związanych z losami tutejszych mieszkańców. To temat bardzo delikatny i nie jest łatwo dziś opowiedzieć te historie, nie narażając się na krytykę którejś ze stron. Są przecież co najmniej trzy narracje o tym, co się tutaj (a także w innych miejscach) działo: polska, ukraińska i żydowska. Każda z nich zajmuje się głównie losami swojej społeczności, próbując forsować własny punkt widzenia. Stanisław Kryciński ma wrażliwość, zrozumienie i umiejętność łączenia tych historii, ale i wśród nas jego opowieści wywołały emocjonalne dyskusje. Stało się tak szczególnie po Pawłokomie, w której pochowanych jest 366 ukraińskich mieszkańców wsi zabitych przez poakowskie podziemie. Inną dyskutowaną sprawą był przyszły los remontowanych cerkiewek. Jak je utrzymać, gdy – piękne – będą już stać, czasem osamotnione w środku lasu, czy na polnym wzgórzu.
Trochę niespodziewanie jedną z największych atrakcji „Biesiady” okazała się wizyta w Muzeum Ikon w Łańcucie. Niesamowite wrażenie ma się już przy wejściu, gdy widzi się wysokie ściany obwieszone w kilku rzędach przepięknymi starymi obrazami. Do tego jeszcze niezwykle ciekawe objaśnienia kierownika Działu Sztuki Cerkiewnej łańcuckiego muzeum, doktora Jarosława Giemzy, który specjalnie dla nas poświęcił kilka godzin. Opowiadał o tym skąd wzięły się ikony, gdzie je malowano, o metodach ich konserwacji i co można odkryć w trakcie jej prac: materiał drewniany ze starych obrazów wykorzystywano do tworzenia nowych ikon, na deskach często znajduje się kilka warstw malowideł z różnych okresów, które obecnie można odtworzyć. Pokazywano nam również ikony malowane dwustronnie.
No cóż, hulanek na tej biesiadzie nie było. Były jednak i wieczorne rozmowy przy piwie, wspólne wycieczki i dyskusje. Choć to tylko trzy dni, spędziliśmy je niezwykle intensywnie. Wśród nas jest wielu pasjonatów mających głęboką wiedzę o Karpatach i innych dziedzinach. Poznaliśmy też ten zakątek kraju, do którego zapewne wielu z nas wróci, by znów zobaczyć kolorowe wzgórza i szeroko płynący San.
Tekst i fotografie: Piotr Strzałkowski. Poglądy przedstawione w tekście prezentują stanowisko autora.
Wszystkie materiały wizualne i audytywne znajdujące się w bibliotece internetowej Stowarzyszenia „Res Carpathica”, tak w całości, jak i w odniesieniu do ich części składowych: tekstów, zdjęć, filmów i nagrań dźwiękowych – zarówno współczesnych, jak i archiwalnych, są objęte i chronione prawami autorskimi, wobec czego jest zabronione wszelkie wykorzystywanie ich na jakichkolwiek nośnikach bez wskazania źródła oraz uzyskania zgody ich autorów i właścicieli zbiorów.